Autonomia a relacja matka-syn

Każda matka musi sprostać trudnemu wyzwaniu w związku z rozwojem autonomii swojego syna. „Przed matkami synów stoi do spełnienia niezmiernie trudne zadanie” – pisze dziennikarka Barbara Meltz. „Zbyt duża bliskość prowadzi do wychowania maminsynka. Zbyt mała – do wychowania seryjnego mordercy”. Aczkolwiek Meltz pisze trochę sarkastycznie, to jednak w którymś momencie matki dorastających synów odczuwają ów dylemat. Czy wystarczająco go kocham? Czy nie jestem nadopiekuńcza? Czy go nie zaniedbuję? Może zanadto go kontroluję? Nierzadko matka zadręcza się tymi pytaniami przez długie lata, a potem, kiedy syn jest już dorosłym mężczyzną popełnia błędy, na które jest skazany, zaczyna na nowo nieustanną retrospekcję procesu wychowawczego.
W kulturach naszych przodków już we wczesnym okresie dojrzewania chłopca obowiązywały wyraźnie określone granice. Zaczynał spędzać znacznie więcej czasu z ojcem i innymi mężczyznami, a mniej z matką. Ojciec i inni mężczyźni byli jego nauczycielami, a on praktykował wyznaczanie granic dla swoich przyszłych relacji (jako dorosłego mężczyzny) z matką innymi kobietami. W większości były to granice oparte na rycerskości, szacunku i wsparciu finansowym. Mówiąc inaczej, chłopiec był odpowiednio kierowany w poszukiwaniu własnej autonomii. Od związku matka-syn przechodził do relacji ojciec-syn i wychowawca-uczeń, zamieniał jeden rodzaj związków psychologicznych na inny.