Wydawało mi się, że w ogóle nie szanował tych chłopców

Inna samotna od jakiegoś czasu matka opowiedziała mi kiedyś, jak próbowała zniechęcić swego syna do gry w siatkówkę, od kiedy usłyszała nie znoszący sprzeciwu głos i przekonania szkolnego trenera. „Wydawało mi się, że w ogóle nie szanował tych chłopców. Sądziłam, ze nie powinni być traktowani tak, jakby byli w wojsku, tylko dlatego, że są w szkole średniej”. Trener, kiedy usłyszał o jej wątpliwościach, kazał się jej nie wtrącać do sposobów jego pracy. Poszła więc do dyrektora szkoły. Tam dowiedziała się, że syn doskonale czuje się w takiej atmosferze (co stanowiło potwierdzenie stanowiska trenera i – jak się okazało – również jej dziecka). Wprawdzie trochę się bał, lecz nie było to dla niego przeszkodą, gdyż dzięki temu stał się członkiem zespołu (a nie jedynie jednostką), nauczył się szacunku i przygotował na większą presję, jaka czekała go na boisku i w życiu. Pewien ojciec z wypiekami na twarzy wyliczał prace domowe, jakie żona postawiła kiedyś do wykonania przed nim i ich synem. Wszystko zostało zrobione, chociaż później, niż sobie tego życzyła. Z punktu widzenia ojca jednak najważniejsze było „przebywanie z własnym synem”. W tym czasie syn odkrywał na przykład, że jego ojciec pokazuje język zupełnie tak samo, jak Michael Jordan albo że do określonego rodzaju pracy potrzebny jest taki a nie inny śrubokręt. Były to małe, nieważne sprawy, które złożyły się na wytworzenie głębokiej, opartej na miłości więzi między ojcem i synem, która na dłuższą metę znaczyła dla matki znacznie więcej niż szybkie wykonanie wyznaczonych przez nią zadań.