Mówili o swoich uczuciach

Chociaż na pewno istnieją mężczyźni, którzy elokwentnie opowiadają o uczuciach, a wasz syn być może do nich należy, to umiejętności takie są raczej niezwykłe. Całe rzesze matek opowiadały mi, jak to wychowywały synów tak, aby „mówili o swoich uczuciach”, a skończyło się na „świetnych chłopakach, którzy nie za bardzo lubią mówić o emocjach”. Jest to skutek nie tylko innej budowy mózgu, ale także wpływu testosteronu. Niektórzy chłopcy bardzo sprawnie docierają do swoich uczuć, kiedy mają dziewięć lat, i nagle pod koniec okresu dojrzewania umiejętność ta zanika. Testosteron przepływający przez ciało i umysł podczas dojrzewania sprawia, że w systemie emocjonalnym chłopca zachodzą zmiany adaptacyjne, zmieniające akcenty w tworzeniu słów z emocji na projekty i działanie. Z biegiem czasu rozmaite kultury przekonały się, że dorastający chłopcy ze znacznie większym trudem niż dziewczęta odczytują i wyrażają swoje emocje. Stąd też powstały zróżnicowane ścieżki rozwoju emocjonalnego dla obu płci. Wiemy, że potrzeba więcej czasu na wywołanie złożonej odpowiedzi emocjonalnej chłopca niż dziewczyny. Stąd też dość często złożone systemy społeczne wykorzystuje się do uczenia młodych mężczyzn, a nie do rozmawiania z nimi. Wkraczając w nowe tysiąclecie, widzimy, że w dalszym ciągu największy nacisk kładzie się na strategię rozmowy, jednocześnie innym strategiom poświęcając mniej uwagi. Doszliśmy do wniosku, że najwyższym standardem kontaktu emocjonalnego nie jest działanie, lecz rozmowa. Każda podejmowana przez nas zmiana strategii ma jakąś przyczynę i doprowadzi do jakiegoś rozwojowego skoku. Mam jednak nadzieję, że rozumienie funkcjonowania mózgu mężczyzny oraz czynników biologicznych męskiego rozwoju emocjonalnego zainspiruje nas do wskrzeszenia struktur męskiego rozwoju (z uwzględnieniem demokratycznych, uznających równouprawnienie płci i znaczenie rozmowy osiągnięć cywilizacji). Mamy przecież przeogromny wpływ na dorastających chłopców. Ufam, że zrozumiemy, iż dla wielu chłopców rozmowa to raczej opresja, a nie wybawienie.